Jeszcze mi lato może raz dech zaprze. Jeszcze da mi trochę ciepłych zachodów słońca, a ja jeszcze może utonę w zieleni i zanurzę się w beztrosce. Letnie promyki połaskoczą mnie po nosie, uśmiechną mnie jasne poranki i późne nieba szarzenia. A potem mi liście spadną pod nogi, stopy opalone schowam w cieplejszych butach, a jeszcze ciepłe wspomnienia starannie poukładam w albumach. A lato będzie się kurczyć minuta po minucie zupełnie głuche na moje „jeszcze 5 minutek”.

Aż w końcu otulę się warstwami ubrań, przykryję letnią beztroskę warstewkami jesiennej melancholii. Gorące promienie zamknę w kubku rozgrzewającej herbaty, zamknę okna (zimno, za zimno), włączę światła (ciemno, za ciemno) i jesień osiądzie się na moim sercu jak opadłe liście. Opadną emocje, wyciszą się serca drgnienia. Dreszcze niespokojne kocem przykryję i odkryję, jak po mojej duszy hula wiatr. Hulaj dusza? Już nie hula…

Zawsze mnie gaszą lata gaśnięcia. Potrzebuję czasu, by przypomnieć sobie, że jesień pachnie kawą z podwójną pianką i cynamonem. Że jesień mniej wymaga. Że jesień to ciepła głowa psa na kolanach i ulubione, wełniane skarpety. Że jesień to duże swetry, w których mieszczą się wszystkie moje nadprogramowe emocje, których nie zdążyłam zgubić przed latem, jesienią, zimą…

Gubię się trochę na tej drodze do jesieni, która zbyt prędko wartkim nurtem mnie prowadzi. A przecież po drodze miałam odbyć jeszcze kilka podróży za horyzont, zielone migdały przywieźć na pamiątkę. A przecież miałam wspiąć się po wszystkich punktach swojej listy. Spotkać się miałam z tym wszystkim, na co cały rok czekałam. Przekroczyć kilka granic możliwości. Miałam mieć czas na wszystko i wszystko na czas. Jak zwykle okazało się, że to czas miał mnie w garści i zanim wzięłam się w garść, drwiąco pokazał mi plecy. Jednak wcześniej pokazał mi kilka chwil, uśmiechów kilka namalował na twarzy opalonej, westchnień parę kilo dał i odetchnięć kilkanaście gram. Dlatego dziś cichutko wzdycham, gdy słońce coraz szybciej chowa się za horyzont, a za nim cicho lato znika.

I jeszcze tylko skradnę kilka ciepłych uśmiechów, jeszcze odrobinę słonecznych momentów złapię, za serce dam się schwytać i wyciągnę rękę po kilka gorących wspomnień. Aż w końcu pomacham latu na pożegnanie i wyciągnę rękę na przywitanie jesieni, która już powoli zaczyna rozgaszczać się w moim sercu.

 

A jak tam u Was przed nadejściem tej trzeciej pory roku?