Niedookreślenia, życie na pół gwizdka, zapisz jako wersję roboczą. Czuję, że gdybym tylko chciała naprawdę mogłabym wszystko, a przynajmniej bardzo wiele. Szkoda tylko, że tak naprawdę nie wiem, nic.

Nie wiem, czego chcę od tego wieczoru ani czego chcę od życia. Nie wiem, co na siebie włożyć ani jak sobie ułożyć: w szafie, w głowie, w życiu. Nie wiem, nie mam zdania, abonent czasowo niedostępny, poproszę inny zestaw pytań.

Czuję, że doszłam do jakiegoś takiego dziwnego momentu życia, że wreszcie powinnam wiedzieć, czy #taktrzebażyć. A ja wciąż się czuję jak dziewczynka, która szuka odpowiedzi na pytanie: „Kim chcesz być jak dorośniesz?” Tylko, że to już, już dorosłam, choć chyba nie dorosłam do swojej dorosłości.

Bawię się w dorosłość, siedzę w życiowej piaskownicy, buduję coś, wznoszę wyżej, by chwilę później obrócić do w piach. Cóż, jestem chyba wciąż tym cholernym milenialsem, który nie wie, czego chce od życia. Pytanie, gdzie się widzisz za 5 lat wciąż wpędza mnie w popłoch, „a ja nie wiem i nie wiem i trzymam się tego jak zbawiennej poręczy”.

Mój 10 lat młodszy brat, mój młodszy braciszek, za chwilę stanie się dorosły, a ja wciąż czuję, jakbym stała w kolejce po swój dowód tożsamości, który lada chwilę trzeba będzie wymienić. Jeszcze czasem pytają mnie o niego, kiedy idę kupić wino. I to chyba jedyna sytuacja, kiedy udowodnienie mojej dorosłości przychodzi mi tak bezproblemowo.

Ja naprawdę się staram. Staram się żyć rozsądnie. Staram się żyć uważnie. Głos mi już nie drży przy poważnych negocjacjach. Wychodzę ze strefy komfortu regularnie, nawet jeśli czasem wychodzę z siebie. Znam swoje mocne strony. Jestem świadoma słabości. Na rozmowie o pracę bez zająknięcia podam kwotę, która kiedyś pomalowałaby mi policzki w odcienie różu i purpury (#jestemtegowarta). Ale wciąż nie wiem, czego chcę. Wiem, czego mogłabym chcieć. Trochę jakbym stała w sklepie z cukierkami i wszystko wyglądałoby zachęcająco i nęcąco, ale jakoś myśl o smakowaniu właśnie tego i jednego smaku przez dłuższy czas, przyprawia mnie o mdłości.

Jakiś czas temu Lena Wadera pisała:

Bertrand Russell uważa, że nic nie jest tak wyczerpujące i bezpłodne, jak niezdecydowanie i kto się z nim nie zgadza, niech pierwszy rzuci kamieniem.

No więc ja ten kamień kolejny raz rzucam sobie pod nogi. Jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz?

Dziś puenty nie będzie. Szukam jej od lat.