Przestań dawać sobie radę!
Przechodziłam dziś koło miejsca, które kiedyś było moją codzienną trasą wytchnienia. Brzmi dobrze? Nie było. Było to miejsce łapania oddechów, uspokajania drżących dłoni i próby zapanowania nad bolesnymi skurczami żołądka. Bardzo długo chadzałam w to miejsce, choć wcale nie musiałam. To był ten czas mojego życia, kiedy wymyśliłam w swojej głowie ciemny kącik, w którym leżałam zwinięta w kłębek, a w którym nie można było robić nic innego. Nie można było się bać. Nie można było myśleć o kolejnym poranku. Nie można było myśleć w ogóle. Trzeba było leżeć zwiniętym w kłębek w swojej własnej głowie i czekać na sen. To była jedyna możliwość, by ten sen w ogóle mógł przyjść. Dziś przeraża mnie myśl, że momenty te uważałam za najlepsze chwile, za prawdziwe minuty i sekundy wytchnienia. Nie licząc oczywiście spacerów tą trasą i tego miejsca przy obdrapanej ławce, gdzie łapałam oddechy i próbowałam złapać w sidła swój własny strach. A przecież mogłam zmienić trasę, przestać mijać tę cholerną ławkę, podjąć kilka życiowych decyzji i stać się szczęśliwszym człowiekiem. I w końcu to zrobiłam. Ale najpierw musiałam zrobić coś jeszcze trudniejszego. Musiałam przestać dawać sobie radę.

Tak długo póki tkwiłam uwięziona gdzieś pomiędzy spacjami wypowiadanego na okrągło zdania „Dam radę, muszę dać sobie radę, wszyscy sobie dają radę, więc i ja muszę”, tak długo byłam dającą sobie radę, potwornie nieszczęśliwą dziewczyną. I byłam nią w dużej mierze właśnie z tego powodu. Dlatego, że w życiu trzeba być twardym a nie miękkim. Dlatego, że nie wolno marudzić. Dlatego, że przecież nie dzieje się nic takiego, żeby rady nie dawać. Dlatego, że inni mają gorzej. Dlatego, że to wstyd. Dlatego, że, co ludzie powiedzą. Jeśli jesteś lub byłeś/byłaś kiedyś w tym miejscu, potrafisz zapewne wymienić jeszcze sporo takich „dlatego”.
Jak myślę o tym, że mogłabym wciąż chadzać tą trasą, to robi mi się koszmarnie źle, odczuwam wręcz fizyczny lęk. Rozumiecie? Na. Samą. Myśl. A wtedy to była moja codzienność. I cieszę się, tak bardzo się cieszę, że nie jestem już tą dzielną, smutną dziewczyną, która daje radę. I dawałabym radę dalej, gdyby ktoś mnie z tej trasy nie wyciągnął, mówiąc „Przestań, nie musisz, nie możesz już dłużej tego robić. Tak NIE WOLNO żyć”. Nie, że nie trzeba. NIE WOLNO, słuchajcie, naprawdę tak NIE WOLNO ŻYĆ! I gdyby nie ten głos, gdyby nie ta ręka w ciemności, to jest bardzo prawdopodobne, że sama bym nie doszła do takiego wniosku. Do tego, że nie warto być nieszczęśliwym. Ktoś musiał mi to powiedzieć, bo ja przedkładałabym to całe dawanie rady nad swoje własne szczęście.
I wiecie, co? Istnieje prawdopodobieństwo, że ktoś z Was też teraz chadza tą trasą. Wszyscy przecież mamy swoje mniej lub bardziej ciemne alejki. Dlatego dziś mówię to Wam, mówię to Tobie, bo być może z tej ciemności nie wyłania się póki co żadna ręka. Być może spomiędzy powtarzanego sobie „muszę dać radę”, nie dochodzą inne dźwięki. Jeśli tam jesteś i myślisz, że musisz dać radę, to proszę przestań. Przestań dawać sobie radę. Powiedz na głos, że nie dajesz. Powiedz to komuś. I pamiętaj: dzielni ludzie są często bardzo przestraszeni. I koszmarnie nieszczęśliwi. Nie zawsze warto być dzielnym. Nie zawsze warto dawać radę.