
Życie to sztuka przegrywania. Zaakceptuj to.
Hej, tu Wasza Lama Sukcesu. Dziś porozmawiamy o przegrywaniu. Kto jak kto, ale taka lama jak ja ma w tym świetne doświadczenie. Odnoszę wrażenie, że jesteśmy a raczej staramy się być społeczeństwem zwycięzców. Niby coraz częściej się mówi o walczeniu z trendem na życiową perfekcję, a jednak słabość wciąż nie jest w modzie. Często słyszymy, że jesteśmy kowalami swojego losu i to tylko od nas zależy, co też sobie z tego losu wykujemy. Nie liczą się warunki czy narzędzia, jakie posiadamy, bo przecież tak wiele osób startowało jeszcze z gorszej pozycji niż my. I się im udało. Dlatego nam też się uda. Wystarczy się tylko bardzo postarać. Problem polega jednak na tym, że to g*** prawda.
Jeśli mamy ochotę stanąć do tego wyścigu o zwycięstwo, to proszę bardzo. Ja czasem staję. Czasem warto. Czasem to my stajemy na starcie. Czasem stawia nas tam los. Kiedy indziej wymagania, których spełnienie nie jest nam do niczego potrzebne. Niestety bardzo ciężko jedno od drugiego odróżnić. Jeśli już jednak przebieramy nóżkami, marząc o mecie, jest coś, o czym musimy pamiętać. O tym, że wygrana nie zawsze zależy od nas. I zanim po upadku wstaniemy, otrzepiemy kolana, by ruszyć dalej, powinniśmy to po prostu zaakceptować. To się zdarza i w dodatku zdarza się każdemu. To, że czasem przegrywasz, nie od razu czyni z Ciebie przegrywa.
Nie wiem, ile razy coś mi nie wyszło. Zapewne ani więcej ani mniej niż Tobie. Wiem, że zdecydowanie za często pozwalałam tym porażkom mnie definiować. Ja sama stawałam się wtedy porażką. Stawałam się Asią, która zawala pracę, bo raz jej coś nie wyszło, Asią, która nigdy nic nie osiągnie, bo nie dostała się na wymarzone studia albo Asią, która zawodzi ludzi, bo popełniła jakiś błąd. Znacznie łatwiej przychodzi nam definiowanie nas samych na podstawie porażek niż sukcesów. Sukcesy to chwilowe uderzenie endorfin do głowy, krótkie zachłyśnięcie się dumą i powrót do rzeczywistości. Szkoda, że tak rzadko analizujemy i rozpamiętujemy właśnie to, co nam wyszło. Tak rzadko o tym mówimy. Towarzyszy zresztą temu jakieś skrępowanie, uczucie wstydu. Nie chcemy, żeby ktoś pomyślał, że się przechwalamy. Za to własne porażki często wywlekamy na światło dziennie, poddając wnikliwej analizie. Czujemy wstyd.
Możesz się tjednak aplać do woli w bagienku niezadowolenia, ale takie bagienka mają to do siebie, że czasem za bardzo można w nich utkwić. Aż po samą szyję. A potem smród porażki będzie się ciągnąć jeszcze przez długi czas. Zamiast tego lepiej rozejrzeć się wokół, przyznać „ale tu bałagan”, ogarnąć go jak najszybciej i wyjść z bagienka. Taka kąpiel nikomu nie wychodzi na dobre.
A prawda po prostu jest taka, że czasem tak się zdarza. Każdemu. Jestem pewna, że większość ludzi, których podziwiasz też ma takie dni. Takie tygodnie. Takie miesiące. Jednak zazwyczaj widzimy ich w momencie, kiedy kąpiele błotne mają za sobą.
Każdemu czasem coś nie wyjdzie. Tak po prostu. Czasem ktoś jest od nas lepszy. Czasem dostaniemy trefne narzędzia, żeby ten swój los wykuwać. Czasem coś po prostu zawalimy. Ja czasem zawalam. Pewnie, że warto się zastanowić, dlaczego. Ale nie warto się non stop tą porażką się samobiczować. Wierzcie mi, życie i tak rozdziela nam razy wystarczająco często.
Lekcja na dziś dla wszystkich Lam Sukcesu. Jest szansa, że nikt Ci tego nie powie, więc zrobię to ja. Zapamiętaj: nie jesteś swoją porażką. Jesteś jedynie człowiekiem, któremu coś nie wyszło. Jesteś po prostu człowiekiem. Powtórz. Zapamiętaj.
Drapię Waszą wewnętrzną lamę za uszkiem i czekam na Wasze opinie na ten temat!
_______________________________________
Hej, jeśli czujesz, że Lama Sukcesu to właśnie Ty, to zapraszam na moją grupę >>LAMY SUKCESU<<, gdzie wspólnie budujemy najsympatyczniejsze stadko w internecie!
Oczekiwania świata vs Twoje własne